Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/951

Ta strona została skorygowana.

o tém dosyć, tylko mi to zupełnie było z głowy wyszło... Już teraz przypominam... Powiadacie, że on po niéj wszystko zabrał?...
— Pewnie że tak...
— Cóż on miał zabrać, kiedy oni już w Neapolu sprzedali klejnoty i zastawiali srebra, bo wszysko byli zjedli..
Zamaryn porwał się z krzesła.
— Nie może być! to nie może być! zawołał — darujcie, że ja się goręcuję ale mnie to bardzo obchodzi... Ja myślałem tego łotra przydusić i majątek mu odebrać...
— A co wy z niego weźmiecie! zimno począł kniaź — no! nie wiem — ale tam nie wiele jest albo i nic nie ma.
Zamarynowi dwa rumieńce wystąpiły na twarz i gwałtownie począł kaszlać.
— Nie mówcie mnie tego — ona wywiozła z Rosyi pewno milion rubli albo i więcéj, co tylko mogła, posprzedawała, czego nie mogła, to zadłużyła do ostatka... miała piękne klejnoty... miała... Nie! oni tego stracić nie mogli, on się obłowił a ja mu to wydrzeć muszę.
Absynt skutkował, Zamaryn był coraz otwartszy.
— Mnie Arsen Prokopowicz pomoże. To głowa! Jak on to już nikt — Szczwany lis... Dawno zna tego człowieka i wie, jak chodzić koło niego. Gdyby