Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

część drogi wiodąca od Genewy do Chamonix... tylko nie tam, gdzie w dolinie Balma z armaty dla podróżnych strzelają. Za St. Martin... zbliżając się pod Montblanc, gdy już król gór europejskich w majestacie swym i grozie ukazał się na horyzoncie, gdy gospód coraz zaczyna być mniéj, a droga coraz gorszą się staje — chwilami wśród pustego lasu, zasianego złomami poobrywanych kamieni, w śród drogi pooranéj wodami z ostatniéj burzy, na któréj mało znać rękę ludzką... można się sądzić gdzieś w Ameryce... lub na drugim końcu świata...
Uroczysta cisza panuje w téj ustroni, w któréj nawet ptastwa i zwierza, coby ją ożywiał, braknie. Droga pnie się w górę a u nóg rozścieła się coraz szerzéj dolina czarnemi lasy wysłana, przez którą wstęgą białą przerzyna się strumień, potok... coś mętnego i zagniewanego jakby biała krew z wnętrzności gór dobyta...
Do smutnego wrażenia, jaki ten krajobraz dziki, pusty, a straszny wywiera, przyczynia się zupełna chwilami nieobecność nie tylko człowieka ale śladów jego bytu. Jak okiem zajrzeć, nie widać tylko góry... lasy, potoki... przepaście, skały... a roślinności, coby ożywiła ten całun, szukać potrzeba schyliwszy się, bo tu ona maleje, drobnieje i prócz zdobnych jodeł i wymęczonych krzewów nie widać nie... To, co tu rośnie, dobyło się widocznie z ziemi wysiłkiem, walcząc z naturą, która nie chciała być matką. Zdaje się, że te jodły na przekorę skałom roz-