Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/965

Ta strona została skorygowana.

bywały bardzo skromne, choć na pysznéj porcelanie, trzeba więc było pannie Anieli zaraz wstać i coś do obiadu dosztukować.
— Jakże mi się państwo dobrodziejstwo miewają! całuję rączki pani chrabinéj! do nóg upadam rotmistrza! Wszyscy zdrowi... Chwała Bogu!
— No — a pan? spytał stary hrabia.
— Ja! jak pan chrabia widzi! zawołał śmiejąc się ex-adjutant, choć starzeję, ale się nie daję! Cała sztuka ruszać się, młodszego udawać niż się jest i — aby daléj.
— Zkądże? z domu?
— Teraz z domu ale wczoraj z Berlina...
— Co słychać?
— Wojną pachnie! przecież ona potrzebna, żeby trochę ludzi przetrzebiła, gęsto się zaczynało robić i niewygodnie, a do Ameryki sprzykrzyło się Niemiaszkom wędrować. Więc — łupu cupu niezbyteczne.
— Mnie się zdaje — odparł rotmistrz — zkąd data? najspokojniéj w świecie wszyscy monarchowie się całują...
— W Berlinie mówią bardzo o bliskiéj wojnie z Francyą...
— To na giełdzie ci szachraje, mosanie, mruknął rotmistrz, im aby papiery tańcowały...
Rozmowa tak poszła o rzeczach ogólnych aż do obiadu. Obiad był nader skromny, półmiski wszakże