Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/972

Ta strona została skorygowana.

Rotmistrz przeszedł się majestatycznie z fajką po pokoju.
— Słuchaj, panie bracie — odezwał się do hrabiego — dalibóg, ja cię nie poznaję. Ci jezuici zupełnie ci zawrócili głowę i przehandlowali serce. Byłeś dobrym Polakiem niegdyś, a teraz.
— Cóż to to? ja nie dobry Polak jestem? — gniewnie zawołał hrabia. — U was cały patryotyzm w słowach, w paplaniu, w śpiewaniu i składkach... Ten czas, gdy to było dobrze, minął. Polskiście tém nie zbawili, darmo o tém marzyć. Kiedy nam pod panowaniem króla JMości dobrze, siedźmy spokojnie i bądźmy lojalni a zostańmy tylko dobrymi katolikami, czego nam nikt nie broni. Już tych patryotyzmów dosyć... dosyć!
Hrabia był mocno poruszony, rotmistrz jeszcze bardziéj.
— Dobrze! ślicznie! tędy już idziecie! Winszuję! — rzekł — Już wam nic nie potrzeba! jesteście szczęśliwi, Polska dla was nie matka, patryotyzm chauvinizmem nazywacie... Prusacy jesteście... a no! bardzo dobrze, bardzo dobrze!...
Zamilkł, gryząc fajkę.
— Mój rotmistrza — poważnie odezwał się hrabia — ludzie rozumniejsi od nas wskazali nam tę drogę. Raz trzeba z sentymentalizmu się otrząsnąć, do pracy wziąć a tych śpiewów, mów, ojczyzn, patryotyzmów chorobliwych wyrzec... To nas zgubiło! Co kilkadzie-