Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/976

Ta strona została skorygowana.

en grande tenue, duchowieństwa wyższego, urzędników. Cały dom gorzał od świateł. Służba liczna, bo w części pożyczona i czasowo najęta, uwijała się po domu, sprowadzona muzyka, która grała do wiwatów obiadowych, przygotowywała się do wieczornych tańców, gdy hrabia solenizant ostrzeżony został na ucho, że jeszcze dwóch gości przybyło... Jednym z nich był stary, niegdyś senator kasztelan Królestwa, późniéj emigrant osiadły w Poznańskiém, do którego miał list jenerał, drugim Zbyski, bo go Arusbek zaraz nazajutrz z Berlina wyprawił.
Kasztelan, bo go tak zwano, był starym a mnogiemi cierpieniami złamanym człowiekiem... na twarzy jego malował się wystygły smutek, odrętwienie spokojne... Siwy, drżący, małomówny, kręcił się jeszcze wśród obcego mu świata jakby widmo z grobu zbiegłe, za karę dźwigające pozór życia... Gdy jenerał z nim zbliżył się do gospodarza, już ten był przez syna uprzedzonym i przybrał postawę tak chłodną, majestatyczną, odpychającą, iż bliżéj niego stojący zdumieli się nagłą metamorfozą.
Kasztelan zaprezentował gościa...
Hrabia, nie podając mu nawet ręki, którą misternie gdzieś schował, powitał go uśmieszkiem i ukłonem głowy mówiącym jakby: Znamy cię, mój panie.
Krew uderzyła do głowy Zbyskiemu, trzeba to było znieść wszakże... Młody hrabia jeszcze bardziéj