Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/978

Ta strona została skorygowana.

Kasztelan chwycił go za rękę z niezwykłą sobie żywością.
— Jakie wieści! co to może być! proszę mi się wytłómaczyć! Jeśli tak... to ja z nim razem natychmiast wyjeżdżam i noga moja nie postanie więcéj w Mierzwinie... Proszę mi powiedzieć wszystko... ja muszę i powinienem wiedzieć.
Hrabia, który się tak żywego ujęcia nie spodziewał, niezmiernie się zmięszał — pochwycił za ręce obie staruszka — Au nom du ciel! Kasztelanie, zaklinam — zawołał — nie róbcie skandalu! w moim domu, w taki dzień! To mogły być plotki! To nie ma nic! Ten głupi Malwiński mi nagadał...
Postrzegł się dopiero, wymówiwszy imię denuncyanta, że kaszę okrutną mógł z tego zrobić — pan hrabia — poprawił się zaraz.
— A! nie! nie on — prawdziwie już nie przypominam kto... coś mi tam gadali... Chwilowo byłem podrażniony... Proszę was, darujcie... No! nie ma nic... winienem...
Kasztelan spojrzał nań, zmilczał, lecz znać było, że choć w téj chwili zrezygnowany był na cierpliwość, zostawiał sobie dobadanie prawdy na przyszłość. Tym czasem biednego Zbyskiego spotkało wszędzie, gdziekolwiek się zbliżył, to przyjęcie odstręczające, ściśle obrachowane, by nie chybić tylko... które dla człowieka delikatniejszych uczuć przykrzejszém jest może