Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/979

Ta strona została skorygowana.

nad otwartą impertynencyą. Twarze, usta, spojrzenia, postawy, ruchy ludzi widocznie wymykających się i unikających spotkania wypowiadały aż nadto wyraźnie, jak dalece niemiłym był temu towarzystwu. Opuszczony, zapomniany, zbywany kilku słowy, po których zawsze wypadała pilna potrzeba nagłego ujścia z placu, błądził po salonie z goryczą niewypowiedzianą w sercu. Twarz mu się paliła... ręce drzały, chciałby był co najprędzéj uciec ztąd, lecz kasztelan z którym przybył, acz gniewny o wyjeździe nie myślał. Uproszono go, aby dłużéj pozostał dla oczu ludzkich... Jenerał więc w téj torturze pozostał, układając sobie twarz wypogodzoną, gdy uczuł, że go ktoś lekko bierze za rękę. Odwrócił się zdziwiony i postrzegł starego mężczyznę w wysokim halsztuchu, we fraku granatowym starego kroju, z krzyżem u guzika... Był to rotmistrz Mierzwiński. Patrzał on długo na męczarnie człowieka, którego twarz szlachetna i czoło jasne świadczyło o duszy poczciwéj, i wojakowi dość było wejrzeć na niego, aby mu uwierzyć. Powiedział sobie — Nie — to potwarz! ten człowiek nie może być szpiegiem nikczemnym... Pchnięty miłosierném uczuciem rotmistrz zbliżył się...
— Widzisz pan po mnie, rzekł, żem żołnierz z r. 1831. — Znałem dobrze ojca waszego, daj mi rękę... chodźmy trochę na bok.. pogawędzimy. Waćpan tu nie masz znajomych. Jestem bratem stryjecznym gospodarzą... rotmistrz Mierzwiński.