Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/990

Ta strona została skorygowana.

grosz, życie, krew oddałby dla niéj wszystko... Z poezyi znał mazurka Dąbrowskiego, Boże, coś Polskę, kilka piosenek powstańczych i parę wesołych zwrotek, nie kwalifikujących się do salonu... Te nucił, gdy już córki spać poszły.
Nie potrzebujemy zbyt starannie wykończać wizerunku téj postaci, bo któż z czytelników w któréjkolwiek części Polski takiego Izydora nie spotkał i nie kochał?? Zdaje się, że Malwiński uciekł się do niego, aby naprawić uczynione złe i gościnną stronę Księstwa w jasném świetle pokazać. Temu w to tylko było grać, żeby w domu przyjmować, a wesoło... ochoczo... Wytworności tam nie było, za to serca co nie miara i co w myśli, to na ustach. Jadło się bez wykwintu, spało bez wielkiéj wygody, ale czuło się jak u siebie w domu.. Słudzy nawet byli ludzcy, przyjacielscy i gościnni.
Ledwie się pan Izydor rozgościł, poznał, wódki napił, ogrzał a już jenerała prosił, żeby domu jego nie mijał.
— Mości dobrodzieju — to nawet po drodze — rzekł, kompletnie po drodze... a ja moje cztery chabety, najlepsze, jakie mam, wykłusowane doskonale, dam na dalszą podróż. Już téż mi acan dobrodziéj téj krzywdy nie uczynisz, żebyś moję chatkę szlachecką minął. To mówiąc ściskał, całował i odpowiedzi ani słuchał...
— Musisz u mnie być — a tobyś Księstwa nie po-