Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/999

Ta strona została skorygowana.

w lokalu odległym, przy jakiéjś restauracyi w Thiergartenie. Godzina wyznaczona była wieczorna, ale proszono, by kniaź stawił się jak najrychléj, gdyż pośredniczka użyta do ściągnięcia go tutaj nie życzyła sobie zbyt długo pozostać z tym panem na osobności. Arusbek dla bezpieczeństwa godzinę wprzódy obiecał być na posterunku i czekać.
Z zimną krwią człowieka, dla którego podobna przygoda jest raczéj rozrywką niż ciężarem, kniaź pospieszył w miejsce oznaczone, zapalił cygaro i zasiadł tak, aby, usłyszawszy przybywających, natychmiast mógł się zjawić. Z niecierpliwością poglądając na zegarek... uśmiechając się ze swego figla, przysłuchiwał się kniaź Andrzéj każdemu szelestowi, każdym odmykającym się drzwiom. Godzina już wybiła od dawna, gdy śmiech głośny kobiecy i chrapliwy głos męzki w sąsiednim pokoju oznajmiły mu, że pora działania nadeszła...
Arusbek rzucił cygaro, ręce włożył w kieszenie długiego ciepłego surduta, który miał na sobie, i kapelusz nasunąwszy na oczy, otworzył drzwi... wszedł...
Arsen Prokopowicz właśnie zdejmował futro a pani, z którą przybył, szukała miejsca, by usiąść, gdy nieproszony gość stanął w progu.
Spojrzawszy nań Arsen, krzyknął, że pokój zajęty, to jednak nie poskutkowało. Kobieta, udając strwożoną, zerwała się, pobiegła ku drzwiom i znikła... towarzysz jéj posunął się gniewny wprost za nią, gdy go silném