Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

jak utrapienie. Wczoraj odebrałem wiadomość o niebezpiecznéj chorobie stryja, który mieszka w Sandomierskiém, i dziś, zaraz wyruszyć muszę, bodaj na całą noc, aby go przy życiu zastać.
Cieszym aż ręce załamał.
— Otoż to losy! zawołał — otoż to losy! a ja pocieszałem się, osierocony będąc przez żonę, która do Warszawy mi się nagle wybiera do doktora, że z waszego sąsiedztwa korzystać będę.
— Jakto! pani stolnikowa wyjeżdża? zapytał szambelan.
Ta zarumieniła się z lekka, ale zręcznie twarz kryjąc, odpowiedziała, że jedzie w istocie, choć nie na długo.
Pan Grodzki rychło się jakoś wysunął... Do niedzieli dom cały był do góry nogami, bo się piekna pani wielce nieumiejętnie wybierała w drogę, nie wiedząc sama co ma brać a co zostawić. I choć pobyt miał być krótki, chętnieby z sobą powiozła połowę przyboru domowego.
W wigilię dnia wyjazdu, gdy Cieszym z Pawełkiem i siostrą bawił w salce, rozgadawszy się o lepszych czasach, a Czokołd stał pod piecem z rękami w tył założonemi zadumany, w progu ukazała się Teklunia i mrugnęła nań, aby szedł za nią. Wprowadziła go tak aż do swojego pokoju...
— Szambelan wyjechał?
— Natychmiast, szepnął Czokołd, i przebrany czeka na drodze, ludzie i konie nieznajome,