Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

rzą na podłogę, wołając:
— Dzieci moje! dzieci! zginęliśmy i przepadli!...
— Mów mi prawdę! zagrzmiał głos stolnika; jeśli chcesz się ocalić, siebie i dzieci, mów mi całą prawdę... Co się z moim synem stało? czy żyje?
Przez chwilę łkanie tylko słychać było i niby ryk rozpaczliwy, potém dobył się głos:
— Ach! żyje, żyje... ale my poginęli!
— Twój mąż, wy, należeliście do tego? Kto to zrobił!? gdzie moje dziecko? Gadaj kobieto! bo.....
Klęcząc ciągle Magda podniosła twarz ku niemu.
— Powiem prawdę jak na spowiedzi! powiem, bom nic niewinna, i Gabryel nic niewinien, tylko go upoiwszy namówili. O! ten człowiek! ten człowiek... i sam wszędzie musi w biedę wpaść, i kogo tknie, nieszczęście sprowadzi...
— Co za człowiek? kto? zawołał stolnik.
— A! czyż pan nie wiesz i nie domyślasz się? czyż go nikt tu nie poznał? Toż Krajewski co u was mieszkał, co to wam pono życie ocalił, syn tego co mu Ćwikły odebrali.
Nie było tedy wątpliwości. Stolnik wystąpił, i bliżéj przyszedłszy do błagającéj kobiety, naglił, aby mówiła wszystko. Głosem pomieszanym, przerywanym, płaczącym Magda poczęła:
— Powiem wszystką prawdę, święcie jak na spowiedzi; my nic niewinni. Zaraz po pańskim powrocie z Węgier, jednéj nocy zaczęły psy ujadać, przyjechał ktoś podróżny do chaty. Był i mąż jakoś doma. Nie przyznawał się kto taki, aleśmy go zaraz poznali, choć postarzał. Siedział tu u nas długo, a co z Gabryelem mówił, tegom ja nie słyszała. A zaraz męża przestrzegałam, jakby mnie co kolnęło: nie wdawaj się z tym człowiekiem, bo biedy napytasz. Co