Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/382

Ta strona została uwierzytelniona.

Teklunia, ciekawie się wychodzącemu przypatrywała... Hrabina ze złośliwym nieco uśmieszkiem siedząca na kanapie, śledziła oczyma oboje... Po wyjściu Cieszyma, z głębokiém westchnieniem Tekla rzuciła się na krzesło, mimowolnie razem spoglądając w zwierciadło naprzeciw, jak też tego dnia wyglądała. Zwierciadło odezwało się bardzo grzecznie...
— No, proszę cię, odezwała się do hrabiny — sama widzisz... możnaż było żyć z podobnym człowiekiem?
— Czy można z nim było żyć! odpowiedziała — ale to ideał męża! ze świecą szukać podobnego trzeba, a znalazłszy za szkło oprawić!! Dosyć na niego spojrzeć! doskonały jakiś człowiek, bo sobie da włożyć nietylko trędzlę, ale bodaj mundsztuk, i nic nie poczuje, i na nic się nie poskarży... Gdybym ja była tobą, anibym się rozwodziła, anibym puściła z rąk takiego dobrodzieja... schwyciłabym go napowrót, a z troszeczką umiejętności, prowadziłabym go gdzieby mi się podobało...
— Ależ nudny! odrzekła stolnikowa.
— Moja duszko, cóż ty masz za pojęcie? przerwała hrabina: alboż to męża rzecz być zabawnym i interesującym!! Mężowie zabawni najczęściéj bawią nie żony, mąż jest pierwszą potrzebą życia jak sztukamięsa, od któréj nie wymaga się słodyczy i nadzwyczajnych woni...