Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Czokołd brwi miał zmarszczone i usta mu drgały.
— Czy asan znajdujesz jakie podobieństwo w mojéj twarzy? spytał.
Stary żyd ukradkiem spojrzał, pomilczał szepnął[1]:
— Jakie ja mam znaleźć podobieństwo? Ja nie wiem do kogo pan podobny, bo ja się do niczego nie mieszam.
Na te rozmowę nadszedł właśnie wracający Lambert.
— Wiesz panie stolniku, rozśmiał się Czokołd, że ja chyba muszę być do kogoś tu znajomego podobny... Uważałem po ludziach, że mi się wszyscy tak przypatrują, jak ten stary Salomon. Radbym wiedzieć co to jest...
— Ale ja nic nie wiem... ja nic nie widziałem, podchwycił żyd, skłonił się jarmułką i co najprędzéj uszedł.

Lambert na tę okoliczność nie zwrócił żadnéj uwagi, ale nienasycony wiadomościami z domu, zaledwie dał spocząć staremu żydowi i znowu go powołał. Tym razem Salomon ostrożniejszy, już wcale na Czokołda nie patrzał. Stolnik wypytywał o najmniejsze szczegóły, o żniwa, o ludzi, o konie, o potrzeby domu, które zaspakajał Salomon, a nareszcie gdy już zabrakło treści, począł znowu badać o pana Alberta Grodzkiego nowego sąsiada. W istocie mógł on o tyle obchodzić Ćwikły, iż dwa folwarki bardzo blizko były położone, łączył je lasek brzozowy, a nocą, wśród ciszy, psy szcze-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; najprawdopodobniej brakuje spójnika i lub przecinka po słowie pomilczał.