Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

dawać nie chciało. Jak mnie, panie, wziął męczyć ten człowiek, a ręczyć... dałem...
— A, jeśli ręczył! — rzekł poczthalter.
— Co z tego? słowem ręczył nie pismem... a tu, słyszę... około hrabiny kuso ma być, mnie pieniądze na gwałt potrzebne, bo mi się złoty interes trafia... a mojej krwawicy ani dobyć...
Zamilkli wszyscy...
— Czy do Wilskiego jedziesz? — zapytał gospodarz...
— Co już do niego jechać, wodę warzyć, i słówek pięknych słuchać... Jużem ja go męczył... zbył mnie ni tem ni owem. Ratunku innego nie ma... trzeba się pozywać, tarmosić, expensować i biedować, póki się miły grosz odzyszcze...
A tu jeszcze, słyszę — mówił dalej wzdychając i popijając herbatę — innych kredytorów dużo, ruszą się tedy wszyscy... Rwetes będzie jeneralny... gwałt...
Poczthalter głową poruszał... Micio milczał chwilę.
Wilski to załata, nie bój się — dodał — nie darmo opiekunem...
Poczthalterowa siedząca na kanapce, zaczęła chichotać, bez żadnej przyczyny... Zapytana, nie umiała się wytłómaczyć, i wyszła w końcu zarumieniona...
— Pan dobrodziej, panie sędzio — rzekł pochylając się do ucha Paździerski — chyba dawno nie słyszał o niczem... i nikogo nie widział... Tam się z Wilskim coś innego święci...
— Co takiego?
— Ale to może plotki — mówił poczthalter...
— Choćby plotki...
— Znowu się do ucha schyliwszy, poczthalter szepnął.
— Wilski słyszę zakochał się w jenerałowej z Uznowa... bodaj żeby się z nią nie ożenił, choć to nie młoda kobieta. Z hrabiną źle... miały tam być jakieś przejścia...