Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

kompressy, zabawiała rozmową, usługiwała serdecznie. Emil był wdzięcznością przejęty, a oprócz tego gorzał zapałem, który fantazya młodzieńcza rozdmuchiwała. Ból głowy ustawał powoli, herbata pomogła, ale zmierzchać zaczynało. Emil się uląkł i — bądź co bądź, postanowił jechać do domu, aby ukryć przed matką przypadek. Chciał odbyć podróż konno, lecz mu na to nie dozwolono. Zeller już kazał był zaprządz do swojego wygodnego powozu podróżnego i ludziom polecił aż pod dwór jechać, gdzie Emil dopiero miał siąść na karego dla niepoznaki.
Gdy do wyjazdu przyszło, przejęty wdzięcznością Emil, prosił pana Zellera, aby mu dozwolił zdrowemu przybyć z podziękowaniem, a pannie Konstancyi, którą za swą zbawczynię uważał, wyrażając wdzięczność, mimo, że to nie jest w zwyczaju wielkiego świata, dwakroć ją w rączkę pocałował. Panna się mocno zarumieniła, i przeprowadziła go jeszcze aż do ganku.
Głowa bolała hrabiego Emila, lecz ten ból niknął, obok ucisku serca! Był zakochany — i choć mało lub nic nie znał stosunków Zellerów, od razu wiedział a priori, iż los będzie mu stawiał baryery do przeskakiwania, rowy do przebycia... Któż wie jakie — przeszkody. Mogłaż miłość przyjść bez tego akompaniamentu obligato, który jej zawsze towarzyszy i takiego dodaje uroku!!
Gdzie i z jakiej strony spotkać miał te zapory — nie wiedział jeszcze, ale na duchu sposobił się do heroicznego ich zwyciężania. Czarne oczy panny Konstancyi świeciły mu przez całą drogę, jej głosik i śmieszek odzywał mu się w uszach, zdawało mu się że czuł dotknięcie tych małych, ładnych, choć nie białych jeszcze rączek... A uśmiechy!! Gdy otwierała usta niebo się zdało otwierać... ząbki świeciły jak białe szaty archaniałów... Emil nim dojechał do domu wyegzaltował się tak, że gotów był walczyć z całym światem o nią, zapomniawszy spytać się najprzód, czy jej serce da na to upoważnienie.