Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

których panna Julia szczególny tego roku gust powzięła, — trafiało się jakoś, iż Oleś często się z nią spotykał.
W salonie o tem nigdy nie wspominano. St. Flour która protegowała te stosunki potajemne, a hrabinie wmówić się starała, iż panna Julia powoli i stopniowo nabyć może powołania zakonnego — ukrywała starannie schadzki.
Raz jednak hrabiątko z parku podpatrzyło jak siostra niby malowała, jak sąsiad przybył, jak porzuciła dla niego swój album i długą, ożywioną rozpoczęła rozmowę, która się zmieniła w przechadzkę we dwoje... St. Flour na oku ich mając, czytała niby książkę, ciągle się przypatrując rozwijającemu uczuciu, co jej niezmierną robiło przyjemność. Emil domyślił się wszystkiego, ale na ten raz zmilczał. Śledził tylko, czy się to nie powtórzy, podpatrzył raz i drugi a będąc pewien swego, poszedł tryumfujący do pokoju siostry. Miłość uczyniła go daleko przebieglejszym niż zwykle bywał w pospolitem życiu — rozpoczął od spowiadania się przed siostrą z tęschnicy swej i boleści serca.
— Dajże ty mi pokój, Emilu — zawołała Julia — niewiedzieć co ci się marzy — dziecko jesteś. To nie ma sensu.
— Jak ja cię kocham to nie ma sensu — rzekł Emil minę przybierając napuszoną — a jak ty sobie chodzisz romansować za ogrodem z Olesiem — to tobie wolno.
Julia przerażona, obie ręce położyła mu na ustach.
— Emil! milcz! co ci się stało! co ty sobie wymyśliłeś?
— Na moje oczy widziałem... słowo daję, i to nie raz, ale trzy razy. Bierzecie się pod ręce, chodzicie, a St. Flour na straży!