Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

zoficzne wyłuszczenie jej proszę, tylko o pomoc. Musisz mi ją dać.
— Gdybyś mi się przyznał żeś kogoś wczorajszej nocy zamordował — odezwał się Wilski — nie wiem czyby mnie to mocniej zdziwiło.
— Wyjdźże z podziwienia, a wejdź na drogę przyjaźni — zakończył Oleś. — Przyjechałem po ciebie, abyśmy razem do hrabiny jechali.
— Jakto? teraz? zaraz? — zawołał Wilski — ale ja jestem chory! ja nie mogę. — Niepodobieństwo.
— Jesteś opiekunem... jesteś u hrabiny tak dobrze położony.
— Daj mi pokój! — przerwał niemal gniewnie Wilski. Byłem w wielkich łaskach, niegdyś — dziś jestem w nienawiści. — Opieki postanowiłem się wyrzec.
Z goryczą powiedziawszy te słowa, gospodarz podparł się na ręku i zapatrzył w okno.
— Ja ci się tu na nic nie przydam chyba do popsucia sprawy — dodał. Trzeba znać Maryę — jest uparta... postanowiła córkę w klasztorze zamknąć i doprowadzi do tego że ją zrobi mniszką.
— Dla tego aby jej posag dostał się Emilowi? ale ja posagu nie chcę — rzekł Oleś.
— Toby było upokarzające — mówił Wilski. — Ona od swego nie ustąpi. Córki ci odmówi — z góry wiem.
— Ja także jestem tego najpewniejszy — odezwał się Aleksander.
— Więc po cóż?...
— Dla tego się oświadczam, abym uszanował władzę matki, nim z nią rozpocznę walkę.
— Skutek będzie ten, że przyśpieszy wyjazd Julii do Brygitek.
Aleksander zmilczał. Po chwili spytał.
— Jedziesz ze mną?
— Nie mogę, jak cię kocham — zawołał Wilski — a zresztą powiem ci jeszcze jedno. — Pokłóciłem się z jenerałową, a póki ta baba tam jest, noga moja nie postanie.