Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

— Przyjeżdżam tu w roli przyjaciela i opiekuna — rzekł Wilski. — Kuzyn mój, pan Aleksander, mając zręczność ocenić przymioty hrabianki Julii...
Hrabina zerwała się z krzesła i padła na nie z twarzą zmienioną straszliwie.
— Prosi hrabinę o jej rękę.
— Tak jest — dodał Oleś kłaniając się i nie zważając na gniewną twarz matki — przychodzę do pani z tą prośbą i zaręczeniem, że szczęście panny Julii, będzie celem mojego życia.
Hrabina ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, zdawała się zbierać myśli, ręka jej machinalnie biła o stolik, głowa drżała, gniew to rumienił twarz, to ją bladością okrywał. Można było sądzić, iż ją przytomność opuści, tak była poruszoną; długiego też czasu potrzebowała do ochłonięcia zupełnego, do oprzytomnienia. — Kilka razy zaczynała coś mówić, i słów jej brakło. Milczenie zaczynało dla wszystkich stawać się wielce przykrem. Wilski spoglądał to na nią, to na kuzyna. Aleksander stał spokojny, czekał.
— Jestto doprawdy coś tak osobliwego — odezwała się śmiejąc się ironicznie hrabina, że możnaby to wziąść za szyderstwo. Tem więcej mnie dziwi, że opiekun moich dzieci, z tem przychodzi... Zkądże to? piorun z jasnego nieba? kiedy się pan Aleksander o nią starał? kto mu na to pozwolił. — Ja nic o tem nie wiem — Julia chce, ma powołanie i wstąpi do klasztoru. Bardzo dziękuję panu Aleksandrowi za uczyniony mi zaszczyt, ale na seryo tego nie biorę.
— Pozwolisz pani hrabina, powiedzieć mi za nim słowo — odezwał się Wilski. Co do powołania panny Julii, jest ono przynajmniej wątpliwem.
— Nic a nic — zawołała hrabina gniewnie — ja jestem matką...
— Ja byłem opiekunem — dodał Wilski — i — powtarzam, powołanie jest wątpliwem. Pan Aleksander ze wszystkich względów jest partyą stworzoną.
— Dla mojej córki? — rozśmiała się hrabina. —