Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

prosząc o pośpiech, malując nieszczęśliwe siostry położenie.
Alfred poszedł naradzić się z Konstancyą, wrócili po chwili oboje i zastali Emila, zawsze jeszcze purpurowego z niepokoju... biegającego z kąta w kąt... Pierwsze to było w życiu jego wystąpienie czynne. Czytanie romansów, przyczyniło się wielce do wyrobienia w nim energii i do kroku, który go nęcił zuchwałością swoją. Paliła mu się głowa do tego ocalenia... rad był z siebie.
— A! żeby się to tylko udało? żeby się udało — wołał w duchu. Nawykły do pobożności, zmówił nawet naprędce trzy „Zdrowaśki“ na tę intencyę.
Panna Konstancya lepiej i gorącej to wzięła od brata.
— Dla czegóżbyśmy mieli odmawiać schronienia siostrze hrabiego? — rzekła. — Wszakbyśmy go nikomu innemu nie odmówili..
Ja pojadę po nią.
Emil rzucił się ręce całować; panna napadnięta tą wdzięcznością, do której się i inne przymięszało uczucie, tak się zarumieniła jak Emil — Alfred uległ.
— Dobrze więc — rzekł... Konie będą o północy na gościńcu...
A jeżeli pogoń pójdzie!
— Słowo honoru! nie może być pogoni! do jutra rana nikt się nie dowie... zobaczy pan...
Po zawarciu rozmowy, z której Emil tak był szczęśliwy, jak nie jeden zwycięzca po wygranej bitwie, siadł na koń i popędził do domu... Zaledwie przybywszy, poszedł oznajmić o tem siostrze... Julka więcej od niego miała męztwa, pocałowała go i szepnęła.
— O północy czekaj mnie na dziedzińcu, ale cicho! cicho! Dziwnie szczęśliwie powiodła się ucieczka... Julia wysunęła się z domu niepostrzeżona, Emil, który na nią czekał, przeprowadził ją do gościńca... Tu znaleźli powóz z panną Konstancyą, stojący już od pół godziny... Julia zaledwie miała czas skoczyć do niego i konie ruszyły małemi drożynami leśnemi