Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/265

Ta strona została skorygowana.

Marya się uśmiechnęła.
— Doprawdy widzę, że chciałoby ci się chwycić go za serce... i uszczęśliwić.
— Nie zapieram się! Naturalnie szczęście by było nie najpierwszego gatunku, trochę pośledniejsze sobie, powszednie, ale pewną jestem, żebym mu je dać mogła...
— No — a zatem... przysiądź się tylko! — ironicznie z przekąsem pewnym, odezwała się Marya. — Gdy raz zostaniesz panią baronową — bo kupicie sobie baronię — aby Zeller brzmiał lepiej — proszę cię, Irenko, postaraj się, aby mi nie dokuczał o długi.
— Bądź spokojną... bylem się wydała za niego... rozśmiała się Irena.
Z tej na wpół żartobliwej rozmowy, po chwili Marya przeszła do córki, żaląc się na nią, dziwując jej, przypisując całe postępowanie wpływowi St. Flour i intrygom... Nawet ucieczkę (trwała w tem przekonaniu) francuzka musiała ułożyć.
Nie przyznawała się do tego hrabina, że choć przez pychę i upór zaparła się dziecka, żal jej go było, i myślała o opuszczonej z sercem ściśniętem. Nieustannie ta Julka u obcych, bez wyprawy, bez wesela, bez błogosławieństwa, niepokoiła ją, stawiając przed oczyma.
Wprawdzie surowość dla córki, miała ją podnieść w oczach świata (tak sobie wyobrażała przynajmniej) — lecz... bolała...
Dzień następny upłynął smutno i jednostajnie. Jenerałowa się nudziła, a usposobienie jej zaraźliwem było. Hrabina niespokojnie czekała jakichś wieści, plotek... oznajmienia o córce — nikt nie przybywał i — nic słychać nie było. Cisza otaczała dwór... Emil przychodził o swej godzinie z księdzem, zawsze prawie na jedne pytania, przynosił też same odpowiedzi, odchodził potem, jenerałowa czytała, gospodyni probowała patrzeć w książkę, dnie się wlokły nieznośnie. Wilski nawet nie przyjeżdżał. Zgłaszać się do niego nie chciała hrabina, a była niespokojną — jak przyjął