Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/307

Ta strona została skorygowana.

— Sumienie! sumienie! — powtórzyła z udaną powagą Irena, spoglądając mu w oczy... a tak! tu — nie — nie!!
— Pani najlepiej wiesz, jak ja kocham Maryę, ale miłość moja nie jest egoizmem, jest poświęceniem...
Byłbym najszczęśliwszy z nią, to pewna, a jednak — sumienie — jeszcze raz powiadam, zmusza mnie wyrzec się tego szczęścia.
Mówił to tak seryo, na pozór, z takiem przekonaniem głębokiem, iż jenerałowa, której komiczność tego wyznania poobiedniego nie uszła — długo była nie pewną, jakim ma mu odpowiedzieć tonem.
— Admiruję — rzekła dwuznacznie — rozbudzenie się heroiczne tego sumienia!! Prawdziwe poświęcenie! Zostać z boku, przyjacielem pięknej pani za panowania Zellera, tak jak się było za czasów ś. p. hrabiego... w skromnej sali zdala wzdychającego adoratora!!
— Ja przed panią to tylko mówię — dodał żywo Wilski... Tak jest — sumienie mnie niepokoi. Bądź co bądź, dostatek stanowi wiele, a Maryi nawyknienia, natura, czynią go dla niej niezbędnym warunkiem. Na cóż ja mam ją za sobą ciągnąć w położenie nader — nader skromne, gdy z drugiej strony garściami złoto sypać może... i dla Emila...
— Podziwiam ten rozsądek i tę siłę logiki — odezwała się Irena — ale słowoście sobie dali...
— Pani — mogłabyś to przedstawić Maryi... i...
— I pan byś ubóstwa tego nie zląkł się z panną Konstancyą? — z uśmiechem spytała jenerałowa.
— Przepraszam panią — najprzód niema o tem jeszcze mowy — szybko wtrącił Wilski — po wtóre, gdyby się to nawet składało — panna Konstancyą nawykłą jest do bardzo skromnego życia...
— Nie można być logiczniejszym — uśmiechnęła się Irena — a ja dodam jeden jeszcze argument, że żeniąc się z Zellerówną, oddasz hrabinie usługę, uwalniając ją od obawy, aby Emil, zamiast matematyki, nie uczył się historyi naturalnej z jej czarnych oczów.