Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

z niego główka kobieca, poczęła wyskakującemu właśnie z kozła kamerdynerowi dawać rozkazy... aby co najprędzej zaprzęgano.
Na poczcie powstało zamięszanie... koni nie było... Paździerski nawet poradzić na to nie umiał. Podróżna nie chciała wysiadać, a że się znać mocno niepokoiła, ciągle wystawiała głowę. Z okna wyglądająjący w dobrym już humorze, Micio Abdank, zawołał, obaczywszy ją.
— Słowo daję, że jenerałowa!!
— A! choćby i jenerał nawet, to mu koni z palca nie wyłamię, niech czeka — rzekł Paździerski...
Micio nie słuchając już, popędził z właściwą sobie galanteryą do drzwiczek karety.
— Pani jenerałowa dobrodziejka! Ja panią oczyma serca poznałem...
— A! pan Abdank! zlituj że się, zaproteguj mnie, żebym koni dostała. Wystaw sobie, półtora roku podróżowałem za granicą, nic nie wiem co się tu dzieje, listów nie miałam... palę się z ciekawości...
— Konia ani na lekarstwo! — zawołał Micio — słowo daję — chybabym ja jeszcze, i który z wielbicieli jenerałowej dobrodziejki zaprzągł się... aleśmy wszyscy niemal dychawiczni...
— Co tu począć? Co to na poczcie? wesele?...
— Nie — ale naturalne jego skutki — odparł Abdank... Obywatel nowy świata przybywa... Pan Wincenty, Bobola, Jakób Paździerski... chrzcimy go właśnie w winie szampańskiem, aby miał mocną głowę.
Jenerałowa mało zdawała się smakować w ucinkach wesołego Micia, wzdychała tylko... Nie było rady! Jan Paździerski we fraku, z głową odkrytą, przyszedł dać słowo honoru, że konia ani jednego nie ma w stajni.
Jenerałowa musiała się zrezygnować i jechać do Kurzej piętki, ale wezwała ze sobą Abdanka, aby jej towarzyszył, bo pilno potrzebowała dowiedzieć się co się tu działo...