od połnocka ustawszy, puściliśmy się w drogę, ufając marynarzom, że nie zbłądzą. Była bardzo noc ciemna; udali się k sobie, ku Zelandyej[1]. Mnie zaraz się to nie podobało, że bardzo długo jedziemy mil tylko sześć. Spytałem, czy dobrze jedziemy? Powiedzą, że »nam tu nie nowina w nocy jeździć; pewnie tu nie zbłądziemy«. Dopieroż, jak już długo jedziemy, poczęli się trwożyć, poznawszy błąd. Poradziwszy się jeden z drugiem, chcieli się lepiej naprostować, pojechali gorzej. Jedziemy tedy do uprzykrzenia, nie widać, tylko niebo a wodę; więc że ja miałem bardzo wzrok bystry, pierwej, niżeli oni, obaczyłem jakieś budynki. »Ecce in sinistris apparet forte civitas«[2]. Oni tego widzieć nie mogli, mowią: »Deus avertat, ne nobis a sinistris appareat civitas; a dextris debet esse nostra civitas«[3]. Jedziemy bliżej, aż okręty stoją w porcie Niköping[4]. Dopiero trwoga okrutna. Uciszyliśmy się, aż zegar począł bić, a wtym ruszemy się w bok cichusieńko. A już też nas dojrzał szylwach, zawoła: »Werdo?« Nic się nie ozywamy. Drugi raz: »Werdo?« Ja mowię owemu swemu gubernatorowi[5]: »Dicas, quia sumus piscatores«[6]. Tak ci tedy odpowiedział. Spytał: »Skąd«? Odpowiedział: »Z tego tu lądu«. Kiedy weźmie besztać, źle życzyć: »A szelmo! dy to już święto, dy to już Wielkanoc!«
Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 089.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.