Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 252.jpeg

Ta strona została przepisana.

trafiało, że potkawszy się z drugimi, rad się nazad wracał. Toż i natenczas uczynił, bo ksiądz Krupski chciał arcybiskupa ochotnie minąć, a szkapa jego stanął i zatarł się z koniem arcybiskupim tak, że się żadnym obyczajem nie dał odwieść, aż tak z nim pospołu do kamienice wjachał z wielkim strachem i frasunkiem księdza Krupskiego. Arcybiskup począł się był z przodku gniewać, ale obaczywszy potem, co się działo, śmiał się niewymownie i prosił księdza Krupskiego na obiad i tam się z nim zjednał.

NIEPOTRZEBNE CEREMONIE.


Ksiądz Myszkowski, biskup płocki, kiedy się trafiło komu prze[1] zdrowie czyjekolwiek u jego stołu pić, prosił, aby to siedząc odprawowano, a jeśliby już wstawać, tedy przynamniej niechajby ci tylko stali, kto pije i do kogo piją, bo ci jakokolwiek już mają przyczynę do stania. Ale, powiada, kiedy dwa do siebie piją, a trzeci też do nich wstanie — jakoby rzekł: Pijcie też do mnie.

WIELKIEMU PANU NIE WSZYTKIEGO BACZYĆ.


Ocieski, kanclerz koronny, dziwnie się o to gniewał, kto, u jego stołu jedząc, obrus kiedy oplusnął. Panu Wolskiemu, kasztelanowi czerskiemu, trafiło się to, że jedząc u niego, oblał obrus. Gospodarz, jako to był zwykł, okazał, że mu to niemiło. Co pan czerski obaczywszy, kazał chłopcu grosz na stół położyć, mówiąc: Niech to praczce dadzą, aby ten obrus uprała.

  1. za.