Wstań, a rozciągni swój sąd sprawiedliwy,
A uznaj, kto z nas praw jest, a kto krzywy,
Mój wieczny Boże!
Osądź mię według swej sprawiedliwości,
A nie daj, Panie, przeklętej zazdrości
Pociechy ze mnie.
Niechaj nie mówią: Lubuj duszo, teraz,
Oto nam w ręce wpadł, czegośmy nieraz
Sobie życzyli.
Bodajże jawnej nie uszli sromoty,
Którym nieszczęście i moje kłopoty
Dobrą myśl czynią.
Bodaj zelżywość i wieczną odnieśli
Hańbę na sobie, którzy się podnieśli
Hardzie przeciw mnie.
A ludzie, którzy cnocie mej życzyli,
Będą się jeszcze (da Bóg) weselili
I rzeką potem:
Chwała bądź wieczna Bogu nawyższemu,
Który dopomóc raczył słudze swemu
W trudnościach jego.
Język mój także będzie szerzył, Panie,
Twą sprawiedliwość, ani poprzestanie
Twej chwały wiecznie.
Żywot niepobożnego za świadka mi stoi,
Że on o Bogu nie wie, ani się Go boi,