Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 312.jpeg

Ta strona została przepisana.

Która dziewkę od matki, od matki przezdzięki[1]
Dziewkę z łona wydzierasz, a dajesz do ręki
Panienkę młodzieńcowi nieubłaganemu,
Co Turczyn gorzej czyni miastu dobytemu.
Wieczorna gwiazdo, której, na okrągłym niebie
Ogień nad ziemią gore przyjemniejszy ciebie?
Która swoim promieniem małżeńskie umowy
Utwierdzasz, co stanowią spoinę starsze głowy,
A nie złączą, aż kiedy płomień twój nastawa:
Co Bóg na szczęsną chwilę żądniejszego dawa?
Wieczór nam, siostry, porwał towarzyszkę z koła;
A nie dziw, bo złodziejom sam przyjaciel zgoła;
Bo skoro on nastaje, wnet i zbójcę wstają,
A w nadzieję ćmy czarnej[2] drogi zasiadają.
Wtenczas, kto co ma stracić, siadaj raczej doma;
Panno, uchodź, nie wychodź z gołemi rękoma!
Towarzysze, trudno kraść, kiedy wieczór wschodzi,
Bo za jego płomieniem czujna straż wychodzi.
W nocy złodziej się tai, którego zaś rano
Inszy złodziej wymaca, wziąwszy insze miano;
A panny go zmyśloną szczypią skargą swoją;
Cóż chocia szczypią, o co potajemnie stoją?
Jako kwiat pewnym płotem roście ogrodzony,
Bydłu skryty a pługiem żadnym nie ruszony,
Którego słońce twierdzi, wiatr gładzi, deszcz żywi, -
Wiele dziewek, wiele jest chłopiąt, co nań chciwi;
Ale skoro okwitnie, ostrym palcem zjęty,
Ani on dziewkom, ani chłopiętom jest wzięty.

  1. gwałtem.
  2. spodziewając się ciemności.