Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

jej chciałem talara, ale wymknął mi się z uchwytu i jęknął o załzawiony żwir ścieżki. Właśnie zajaśniała błyskawica przypadkowa, łaskawa. Ujrzałem, jak dziewczyna przegięta szukała w szlochu, wciąż w tym samym, tak podobnym. A błyskawica i deszczu tkliwe mżenie i brzęk talara, wszystko spłynęło w ten jeden wielki szloch.
Wspomniałem i musiała powstać litość, ta sama, gdy szloch był jednaki z przed czasów i jednaka melodja, na którą jestem tak czuły.
Oto melodji zawdzięczasz, Medi, twe smutne powstanie i litości, nigdy nie myślanej. Ach! — i obojętności, dobrze, że nie zapomniałem, i obojętności.
Przez długie chwile i męczące wpatrywałem się w zmartwiałą panią Dorę. Jej twarz wrzynała się w mrok sypialni ostrym, kredowym zarysem znanej maski: dokonania. Dokonania zamiaru, który przestał istnieć. I powoli przyjąłem w świadomość, że już się stało. Przejął mię bolesny dreszcz ohydy. Wyszedłem, nie żegnając.
Właśnie tworzył zapadły wieczór dekorację z mgieł. Wydał mnogość festonów ociężałych, rozwlekłych. Wyczułem przeładowanie szczegółów i wypowiedziałem w sobie niepotrzebny sąd. Było mi duszno i z radością zagubiłem się w alei wierzbowych drzew. Wydęte opary przylgnęły do chromych pni, tworząc poszarpane żagle u strzaskanych masztów i dały mi złudzenie tajemniczych schorzałych korabi, odpływających ku przestwornej toni na zatratę. Zapragnąłem poszybować z niemi, gdy dopadły mię ogary, stróże domostwa pana Fryderyka, i zmusiły do