Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 256.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   248   —

niec znikł z lic jego pergaminowych — z pod brwi namarszczonych szeroko rozwartemi, stalowemi oczyma pojrzał po zgromadzonych.
— Czego chcecie?
— Czynu! — zakrzyknął Grabiec.
— Czynu! czynu! — zakrzyknięto chórem. — Jeden czyn nas może jeszcze zbawić! wyrwać z zaklętego koła naszej wiedzy! uwolnić od ciężaru naszej mądrości!
— Czyn jeden jest tylko: w głębi ducha!
Nie słuchano go już nawet. Otoczono wieńcem Grabca, dopytywano o szczegóły przygotowanej walki, rozwijano różne pomysły... Kilku tylko najstarszych i kilku najsmutniejszych skeptyków trzymało się na uboczu od tego zamieszania i rozgwaru.
Jacek mimowoli pojrzał na Nyanatilokę. Siedział on spokojnie, ze złożonemi na piersiach rękoma, patrząc wytężonem okiem przed siebie....
— Mów! odezwij się!
Nyanatiloka wzruszył ramionami.
— Nie pora. Z miłości jeno ku tobie dziś się tu odzywałem; teraz już nawet głosu mojego by nie usłyszano...
Rzeczywiście hałas wzrastał. Dały się już słyszeć głosy nieprzyjazne, wprost przeciw Tedwenowi zwrócone; domagano się odeń natarczywie, aby zdanie swoje wypowiedział.
Sir Robert stał jakiś czas nieporuszony. Dopiero gdy gwar zmieszanych głosów przycichł na chwilę, on powiódł spokojnem okiem wokoło, jakgdyby przeliczając tych, co nie brali udziału w powszechnem zamieszaniu. Nie wielu ich znalazł i uśmiechnął się gorzko.
— Czego chcecie ode mnie? — powtórzył.
Grabiec zwrócił się doń.
— Lordzie, — rzekł — słyszałeś, com mówił i widzisz, że wszyscy niemal odpowiadają chętnie memu wezwaniu...
— Nie szedłem nigdy za większością...