Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 263.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   255   —

unieść ze sobą. Skrzynka ta jednakowoż była pusta. Widocznie Jacek zamierzał drugą maszynę dopiero zbudować — może z zamiarem wzięcia jej z sobą na Księżyc — i kazał sporządzić zewnętrzną dla niej powłokę, czekającą jeszcze na wypełnienie.
Roda nie namyślał się dłużej. Powrócił do aparatu, stojącego na środku pracowni i z zamkniętemi oczyma ciął nożem po drutach. Posłyszał lekki syk; krew mu z przestrachu zakrzepła w sercu, ale nie było to nic innego, jak tylko świst drutów, które przecięte skręciły się momentalnie jak węże.
Za kilka chwil Roda powracał do gabinetu unosząc cenny łup ze sobą. Na miejscu zabranego aparatu ustawił próżną skrzynkę i przecięte przewodniki tak z nią połączył, że ktoś wchodzący, choćby sam Jacek nawet, nie odrazu zamianę mógł spostrzec. Drzwi zamknął za sobą skrzętnie. W ciemności nie rozstając się ani na chwilę ze zdobyczą, którą sobie chustą na piersi przywiązał, wyszukał skrytkę i włożył w nią klucze z powrotem, poczem poszedł omackiem ku drzwiom wchodowym, gdzie postanowił był w ukryciu powrotu Jacka oczekiwać.
Wtulony w fałdy portjery przycisnął dużą głowę do marmurowego obramienia drzwi i przyczaił się jak kot, aby w chwili, gdy drzwi się otworzą, wyślizgnąć się jednym skokiem. Senność zaczynała go morzyć, spotęgowana jeszcze znużeniem i przebytemi wzruszeniami. Nadarmo usiłował ją pokonać, powtarzając sobie w myśli, że zasnąć teraz to znaczy narazić się na niechybne niemal wykrycie, gdyby Jacek wszedł niespodziewanie. Majaki jakieś chodziły mu po głowie — dziwnie błoga ociężałość członki ogarniała. Świadomość jego rozpływała się zwolna; coś mu się zdało, że jest na Księżycu, że w długiej nocy czeka na przyjście spiskujących z nim przyjaciół i uczniów.
Naraz...
Nie wiedział co to znaczy, że wskroś fałdów materji postrzega światło. Usiłował sobie przypomnieć gdzie jest właści-