Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje T2.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

karmił mię, poił i gryzących dymów
chmurą odpędzał złośliwe demony,
które czyhają na świętych. Ty wymów

słowo li jedno — wnet całe legjony
duchów ci wpadną przez usta do wnętrza
i świat Nirwany zaćmią upragniony.

Milczałem tedy. Za to myśl gorętsza
niż kiedy, modlitw rozpalona żarem,
tam, gdzie się obłok Himalajów spiętrza,

biegła, szczeblując po szczytach z oparem
lekkich mgieł — w górę, do tego zaświata,
gdzie duch życiowym przywalon ciężarem

znajduje pokój... I mijały lata...
Członki me zwolna tężały bez ruchu;
włos rósł po ciele, które zielska szata

bujnego kryła; dłonie me na brzuchu
splecione wrosły paznokciami w skórę —
jam nie czuł bólu. W sennym moim duchu

wszystko cielesne już marło. Ponure
tygrysów ryki szły w noc nad rozłogi;
burze straszliwe w gromową purpurę