Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom I.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Czernią ludzką olśnioną pochyliła trwoga,
jako trzciną wiatr chyli. W martwej, strasznej głuszy
stała drżąca, z śladami przebytych katuszy
życia, przed majestatem swego Sędzi — Boga.

On — na czterech skrzydlatych cherubinach wsparty
skinął dłonią: trąb krótki, grzmiący ryk urwany;
ziemi dreszcz — i znów cisza. Archanioł świetlany
naprzód z mieczem płomiennym wyszedł: Sąd otwarty!...

Grozą zbledli ci, co się śmierci już nie bali.
I szmer, tysiące lat gdzieś w grobach śpiący na dnie,
zbudzony teraz wzrastał, jak szum morskiej fali,

coraz szerszy, aż tłum, co przed chwilą się korzył,
ryknął nagle, jak morze, gdy nań orkan padnie,
skargą straszną: O, Panie! po coś nas Ty stworzył!?