Strona:PL Joseph Conrad-Banita 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Matka jej była ze wschodu, z plemienia Baghdadi i lica kryła zasłoną. Ta, nieboga, chodzić teraz musi śród nas jak nasze kobiety, z odkrytą twarzą, uboga jest bowiem, a ojciec ślepiec i któżby zresztą spojrzał na nią. Nie byłeś Tuan po tamtej stronie rzeki?
— Od dawna nie byłem. Jeśli tam kroki zwrócę..
— Tak! tak! wiadomo! — zagadał pojednawczo Babalatchi, — zato ja bywam, tam często w twoim Tuan interesie, patrzę, słucham. Wiem, wiem, że gdy wraz z tobą najdziemy na radży Patalolo obozowiska, pozostaniemy już tam panami na zawsze.
Lakamba podniósł się na ramieniu, ponuro wpatrując się w mówiącego.
— Dobrze to słyszeć raz, dwa, — rzekł, — lecz powtarzanie ciągle nudzi i nurzy, jak paplanina dzieci i kobiet.
— Nie raz, nie dwa, — odrzekł Babalatchi, — słuchałem wichrów podmuchu.
— Mądryś! Musiało to być dawno bo mię już nic nie zagrzewa w twych słowach. Czcze są...
— Niewdzięczność przez usta twe przemawia o! Tuan! — wybuchnął Babalatchi. Oparcie nasze w Mocnym, Jedynym, Mścicielu Krzywd...
— Dość! dość! — przerwał Lakamba, — wszak rozmawiamy z sobą przyjaźnie.
Babalatchi, siedząc ciągle skulony, mamrotał coś niezrozumiałego a potem ozwał się głośno.
— Odkąd radży Laut, wysadził w Sambirze drugiego białego, córka ślepca Omara el Badavi słucha nie mego już tylko głosu.
Lakamba zaśmiał się.
— Przywidziało ci się chyba, — rzekł niedo-