Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

ślałem o mojej załodze. Połowa majtków była chora, i zaczynałem naprawdę myśleć że kilku z nich umrze na statku, jeśli nie da się ich prędko wywieźć na morze. Oczywiście będę musiał przeprowadzić statek wdół rzeki albo posługując się żaglami, albo używając manewru zwanego zawożeniem kotwicy — które to sposoby, podobnie jak wielu innych współczesnych marynarzy, znałem tylko teoretycznie. I wzdragałem się prawie przed podjęciem ich bez dostatecznej ilości ludzi i bez lokalnej znajomości rzecznego łożyska, która jest taka potrzebna dla ufnego kierowania okrętem. Nie było ani pilotów, ani znaków ostrzegawczych na rzece, ani boj jakichkolwiek; był tam natomiast djabelski zaiste prąd, co każdy mógł z łatwością zobaczyć, mnóstwo płycizn i conajmniej dwa wybitnie trudne zakręty między mną i morzem. Ale nie mogłem wiedzieć jak dalece te zakręty są niebezpieczne. Nie wiedziałem nawet do czego mój okręt jest zdolny! Nigdy jeszcze nie miałem z nim do czynienia. Nieporozumienie między człowiekiem a jego statkiem na trudnej rzece, gdzie niema miejsca aby błąd naprawić, musi się skończyć źle dla człowieka. Z drugiej strony należy przyznać, że nie miałem powodu liczyć na pomyślne losy. A gdyby mnie spotkało nieszczęście, gdybym wpędził statek na jakąś obrzydłą mieliznę? To położyłoby kres podróży. Było jasne, że jeśli Falk odmówił holowania mojego statku, nie chciałby również ściągnąć mnie z mielizny. A coby to oznaczało? W najlepszym razie jeden stracony dzień, ale daleko prawdopodobniej całe dwa tygodnie prażenia się na jakiejś zapowietrzonej, błotnistej mieliźnie, dwa tygodnie rozpaczliwej pracy, wyładowywania towaru; z pewnością oznaczałoby to również pożyczanie pieniędzy na lich-