Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

a płaskość lądu zlewała się z płaskością morza aż po nagą linję horyzontu.
To tło złączyło się dla mnie nazawsze z wiadomością o nieszczęściu Falka. Znalazłem się tam naskutek dyplomatycznych zabiegów, a teraz miałem tylko czekać sposobnej chwili aby objąć rolę ambasadora. Moja dyplomacja osiągnęła dobre wyniki; okręt mój był zabezpieczony; stary Gambril prawdopodobnie wyżyje; słaby odgłos uderzeń młotka dochodził od czasu do czasu z pokładu Djany. W czasie popołudnia spoglądałem niekiedy na stary, przytulny okręt, wierną piastunkę Hermannowego potomstwa, lub też ziewałem w kierunku odległej świątyni Buddy — wyglądającej jak samotny pagórek na równinie — gdzie wygoleni kapłani żywią myśli o tem Unicestwieniu, które jest godną nagrodą nas wszystkich. Nieszczęście! Spotkało go raz nieszczęście. No, w stosunku do całego życia nie jest to jeszcze tak źle. I jakiż u djabła mógł być rodzaj tego nieszczęścia? Przypomniało mi się iż znałem już raz człowieka, który oświadczył mi że przed laty stał się ofiarą nieszczęścia; ale to nieszczęście — którego skutki zdawały się nieodwołalne (wyglądał jakby nie miał grosza przy duszy) otóż nieszczęście to nie różniło się niczem od złamania wiary, gdy było je bezstronnie rozpatrzyć. Czyżby to mogło być coś w tym rodzaju? Ale wydawało mi się wręcz niemożliwe, aby Falk chciał mówić o czemś podobnem właśnie ze swym przyszłym — powiedzmy — teściem, a przytem miałem dziwne uczucie, że wygląd Falka nie harmonizuje z tego rodzaju przewinieniem. Podobnie jak w bratanicy Hermanna uderzał głęboki, fizyczny czar kobiecości, wielka postać jej wielbiciela uosabiała w mojem pojęciu twardą, prostą męskość; czuło się że mógłby zabić, ale nigdy zniżyć się