Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 316.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stku. Spojrzenia te były niepotrzebne, gdyż widzianym zdaleka przechodniom nawet nie śniło się spojrzeć w stronę wysepki, gdzie osadzona tu na wygnaniu podobizna autora „Umowy Społecznej“ tronowała nad pochyloną głową Razumowa w ponurej nieruchomości bronzu. Skończywszy pisanie, Razumow z rodzajem gorączkowego pośpiechu odłożył pióro, poczem wpakował notes do kieszeni, wydarłszy z niego poprzednio zapisane kartki, które następnie wygładził bardzo starannie na kolanie. Wtedy oparł się o poręcz ławki i siedział bez ruchu, trzymając papiery w lewej ręce. Gdy mrok zapadł zupełnie, wstał i zaczął przechadzać się zwolna pod drzewami.
— Niema najmniejszej wątpliwości, że teraz jestem bezpieczny — pomyślał.
Bystry jego słuch wyłowił ledwo dosłyszalny szmer prądu, rozbijającego się o cypel wysepki, i zaczął wsłuchiwać się w te odgłosy z zajęciem. Ale nawet dla tak zaostrzonego słuchu były one zbyt nieuchwytne.
— Nadzwyczajne zajęcie wynalazłem sobie — mruknął. I przyszło mu na myśl, że był to może jedyny odgłos, którego mógł słuchać niewinnie i dla własnej przyjemności. Tak; plusk wody, szmer wiatru, oba tak zupełnie obce ludzkim namiętnościom. Wszystkie inne odgłosy tej ziemi plugawiły samotność duszy.
Takiego uczucia doznawał Razumow, mając na myśli oczywiście swoją własną duszę i używając tego określenia nie w znaczeniu teologicznem lecz w zastosowaniu do tej cząstki jego jestestwa, które nie było jego ciałem, i której groziło większe niebezpieczeństwo od ogni tej ziemi. I trzeba przyznać, że w danym wypadku gorycz samotności, z powodu której tak cierpiał Razumow, nie była zgoła chorobliwem zjawiskiem.