Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

z siebie wydobyć. Dziwna jest moc w wypowiedzianem słowie. Nie przestając pisać, pytałem się siebie uparcie: dlaczegoby to się nie miało udać, do djabła? Nagle pod samym końcem mego pióra pojawiły się na pustej karcie postacie Chestera i jego zgrzybiałego wspólnika; bardzo wyraźne i dokładne, ukazały się przede mną w ruchu, jakby objęte polem widzenia jakiejś optycznej zabawki. Śledziłem je przez chwilę. Nie! Zbyt były mgliste i cudaczne aby na czyimś losie zaważyć. Słowo ludzkie sięga daleko — bardzo daleko — sieje zniszczenie w czasie, jak kula w przestrzeni. Nie powiedziałem nic; a Jim stał tam na werandzie tyłem do światła, w milczeniu i bezruchu, jakby wszyscy niewidzialni wrogowie człowieka spętali go i zakneblowali mu usta.