Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/162

Ta strona została przepisana.
— 150 —

— Trzeba będzie go przeprowadzić do kajuty — rzekł do siebie Milner — tam kołysanie mniej jest dokuczliwe. No, dalejże Tom, podnieś się, chodź ze mną!...
Ale olbrzym napróżno usiłował spełnić wolę swego opiekuna, dawna moc opuściła go nagle; zaledwie trochę się poruszył, już całym ciężarem ciała znów legł bezwładny.
W tej krytycznej chwili nadszedł kapitan, zaniepokojony niezwykłem wstrząśnieniem całego statku, gdy Crabbe stoczył się z ławy.
Jeden rzut oka wytłomaczył mu wszystko.
— Nigdym nie sądził, aby człowiek tak wyjątkowo silnej budowy ciała, jak mój zacny pasażer, zdolny był uledz chorobie morskiej — rzekł z nietajonem zdziwieniem. — Co innego delikatne kobiety... No, no, ktoby to przypuszczał... A najgorsze jeszcze, że przejście to będzie dla niego tem trudniejsze, im silniejszą jest jego natura...
O, bezwątpienia nastały chwile bardzo trudne dla Crabba. Stan w jaki popadł, mógł wzbudzić prawdziwe politowanie i kapitan miał zupełną słuszność, utrzymując, że natury słabe łatwiej pokonywują dolegliwości choroby morskiej, aniżeli silne i zdrowe.
Ma się tu podobnie jak z trzęsieniem ziemi, które burzy i zamienia w stos gruzów wiel-