Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/264

Ta strona została przepisana.
— 252 —

— Jest to rzecz, która nie podlega dyspucie; rzecz przeczucia, powiedzieć można — zauważył pan Weldon.
— Podzielam w zupełności zdanie pańskie — zawołała Jowita z żywością — i ja również najpewniejszą jestem, że właśnie mojej przyjaciółce dostaną się miliony testatora.
— Przyjmuję możność tego od chwili, gdy nie przedstawia się już żadna przeszkoda do jej wyjazdu.
— Jutro w rannych godzinach będziemy już w Milwaukee.
— Gdzie zapewne mają panie zamiar zatrzymać się dni parę?
— O, tego nam nie wolno! — zawołała Jowita.
— Dlaczego?
— Bo mógłby nas jeszcze tam zastać pan X. K. Z. coby nas zmusiło do rozpoczęcia gry na nowo.
— Ma pani najzupełniejszą słuszność.
— Gdzie wszakże pośle nas drugi rzut kości? Oto myśl, która mię niepokoi — zauważyła Helena.
— Dla mnie to wszystko jedno, pojadę chętnie wszędzie! — oznajmiła z zapałem Jowita.
— Miejmy nadzieję, że gra w dalszym ciągu okaże się równie łatwą — rzekł z łagodnym uśmiechem pan Weldon, i z przyjaciel-