Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/44

Ta strona została przepisana.
— 38 —

wszakże ruch ustawał, szmery cichły i głębokie zapanowało milczenie.
Teraz więc, zanim zdjęto trumnę z wozu, by ją przenieść do grobowca, czcigodny pastor Bingham, który z urzędu swego, jako duchowny eksportował ciało, odczytał donośnym głosem słowa liturgiczne, wysłuchane przez publiczność w należytem skupieniu. Była to jedna, jedyna chwila w której ceremonia pogrzebu przybrała tak właściwy sobie charakter religijny.
Skoro ucichły słowa Pisma świętego, wnet zabrzmiały zawsze głęboko wzruszające tony przepięknego żałobnego marsza Chopin’a, którego wykonaniu możnaby jedynie zarzucić nieco przyśpieszone tempo, przystosowane widocznie do ogólnego usposobienia, a może i woli zmarłego.
Teraz wysunął się naprzód prezes klubu, Georges Higginbotham, by jako przyjaciel zmarłego wygłosić pożegnalną mowę. Przedewszystkiem streścił w słowach uznania życie Williama I. Hypperbona, zapełnione tak szczęśliwemi spekulacyami, że postawiły go one w rzędzie nietylko milionerów miasta Chicago, ale nawet w gronie wybitnych obywateli Zjednoczonych Stanów Ameryki, którymby też niezawodnie z gotowością służył swą fortuną, gdyby okoliczności tego wymagały. Tylko, że na szczęście, państwo nie znajdowało się w ta-