Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/503

Ta strona została przepisana.
— 479 —

pan nie rozpacza panie Rèal. To szczęście, które nas obecnie spotyka, może z kolei spotkać pana. Naturalnie byłabym wolała, aby który inny z partnerów zastąpił nas w tem Więzieniu, taki np. Crabbe, albo Urrican albo Titbury... i pewno byłybyśmy z większą przyjemnością przyjęły ich wizytę... to jest... ot, sama już nie wiem co mówię... Ale tak, o tak, jestem pewną, że nie jeden to drugi uwolni stąd pana wkrótce.
— Być może — odpowiedział malarz, szczerze rozweselony niefortunnem poplątaniem słów wesołej panienki. — Ja wszakże na to wcale nie liczę, i obecną przeciwność przyjmuję z filozofią tem łatwiejszą, że nie łudziłem się nigdy wygraną.
— To samo i ja mogę powiedzieć o sobie — zapewniła Helena.
— Otóż właśnie myliłaś się najzupełniej, bo tylko i jedynie tobie od początku partyi wygrana była przeznaczona — zawołała Jowita.
— I ufajmy, że właśnie ta wygrana nie ominie panią — dodał młody artysta.
— Życzę ją panu nawzajem — rzekła Polka.
— No, to już niepodobieństwem! Oboje państwo wygrać w żaden sposób nie możecie — oburzyła się Jowita z taką siłą, jakby ten jej protest miał zaważyć na szali losu.