Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/508

Ta strona została przepisana.
— 484 —

Minąwszy Columbię z obszerną pustynią w okolicy jeziora Silk, wjechał pociąg na terytoryum Idaho, gdzie w odwiecznych lasach, w których trzeba jeszcze siekierą torować sobie drogę, kryją się dotychczas, dość licznie, plemiona Indyjskie.
Im dalej ku wschodowi, tem więcej grunt przedstawiał wyniosłość, aż w Montana, znaleziono się wśród najwyższych szczytów łańcucha Gór Skalistych. Wodząc okiem pełnym zachwytu na coraz to inne, a zawsze imponujące widoki, nie mógł też Kymbale oprzeć się równocześnie uczuciu podziwu dla potęgi geniuszu inżynierów amerykańskich, którzy przezwyciężyli wprost bajeczne trudności przy budowie drogi kolei żelaznej, przez niedostępne wyniosłości skaliste, przepaściste urwiska i mnóstwo rwących potoków.
Dzień był upalny, powietrze przepełnione elektrycznością, działało przygnębiająco, aż po południu podniósł się gwałtowny wicher, który napędził na sklepienie niebios ciemne szmaty chmur, a ciężki grzmot przeciągłym echem powtarzały okoliczne góry. W końcu zdało się, że słońce zgasło, taka rozpostarła się ciemność dokoła, przerywana jedynie ognistym blaskiem krzyżujących się błyskawic.
Huk piorunów, szum wichru i ulewnego deszczu, trzask łamiących się drzew, trwożne