Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/020

Ta strona została uwierzytelniona.

Jolivet, podtrzymując kolegę w chwili, gdy ten się potknął.
W tej chwili otwarły się podwoje sąsiedniego salonu.
Oczom ukazały się długie i liczne stoły, zastawione wspaniale. Główny stół, przeznaczony dla wielkich książąt i członków ciała dyplomatycznego, uderzał przepychem złotych naczyń, przybyłych z Londynu i arcydziełami porcelany z Sèvres.
Goście skierowali się na wieczerzę.
W tej samej chwili generał Kisow zbliżył się do oficera gwardji. Rzekł cicho:
— Depesze nie dochodzą już do Tomska.
— Natychmiast przywołać kurjera!
Oficer porzucił wielką salę i wszedł do sąsiedniego pokoju. Był to gabinet, umeblowany nader skromnie, położony w narożniku pałacowym. Nad dębowem biurkiem wisiały tu obrazy Horacego Verneta. Oficer otworzył szybko okno. Potem wyszedł na balkon i szerokiem rozwarciem ust wciągnął powietrze, jakby go zbrakło jego płucom.
Przed jego oczyma ciągnął się w świetle miesięcznem mur forteczny, w którego obrębie wznosiły się dwie świątynie katedralne, trzy pałace, arsenał. Poza murem odrzynały się zarysy trzech miast odrębnych — Kitajgorod, Biełojgorod, Ziemlanojgorod; olbrzymie dzielnice europejskie, tatarskie, chińskie, dzwonnice, klasztory, kopuły trzystu cerkwi, labirynt rozsypanych na wzgórzach niskich domków i wysokich budowli o zielonych dachach i czerwonych ścianach — dziwaczna mozajka, rozbłyskująca czarodziejsko w poświacie księżyca, ciągnąca się na przestrzeni kilku wiorst, przetykana ogrodami, przerżnięta tu i ówdzie zawiłemi skrętami rzeczułki.