Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/176

Ta strona została przepisana.




XII.

Rano siedziałem w wielkiej sali i czekałem z upragnieniem na ukazanie się Flory, ale gdy wreszcie otwarły się drzwi, ku którym z tęsknotą co chwila obracałem oczy, zjawiła się w nich tylko stara klucznica, Klara.
— Jak się czuje?.. — spytałem smutnie.
— Wszystko dobrze, panie — odpowiedziała Klara. — Po chorobie ani śladu. Pani prosi pana tylko, aby jej nie przeszkadzać odwiedzinami. Wstanie dopiero koło południa i przyjdzie tu na obiad, jak zazwyczaj. Oto przynoszę zresztą liścik.
Chwyciłem chciwie kartkę, było to kilka tylko słów, napisanych ołowkiem: