Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/258

Ta strona została przepisana.
250
Na pograniczu obcych światów.

ty, beznadziejnie idę przez życie... Twoim jestem! Z tobą chcę być na wieki!
Skoczyłem ku szafie, gdzie obok małego zbioru rzadkiej starożytnej broni, wisiał piękny pistolet, który niegdyś z Paryża sobie przywiozłem i tam umieściłem. Trzęsącemi ze wzburzenia rękoma, jąłem go nabijać. W tejże chwili ozwał się w cichym domu płacz naszego dziecięcia, wzruszające kwilenie, a zaraz potem uspakajający śpiew Flory i głębokie, drgające dźwięki kilku akordów na harmonium. Zatrzymałem się bez ruchu z pistoletem i nabojem w ręku, nogi zaczęły mi drżeć i padłem na fotel. Walka okrutna jęła toczyć się w mem sercu, ale gdy podczas mego wahania cień Chiomary zaczął blednąć coraz bardziej, niewysłowiony ogarnął mnie niepokój.
— Stój, stój, cudny cieniu! — wołałem. — Nie waham się bynajmniej, pójdę z tobą, nieodparcie ciągniesz mnie ku sobie, ale serce krwawi mi się, od drogich odrywając się istot! Krótkie tylko pożegnanie ostatnie — i jestem twój na wieki!