Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/105

Ta strona została przepisana.

spadzistym przeciwnym brzegu, stoczył się w przepaść i runął w zmącone wody strumienia.
Spojrzałem w bok i ujrzałem Mykołę ze strzelbą przy ramieniu, z lufy jeszcze dym wychodził. Czułem, że w spojrzeniu mojem, rzuconem na starego myśliwca, mieścił się niemy wyrzut — za brak serca. Wyrzut ten zrozumiał hucuł i odpowiedział nań natychmiast słowami:
— Diwocze serce macie panie — rzekł uśmiechając się pobłażliwie. Żołnierz to z was jeszcze mógłby być, ale prawdziwy myśliwy nigdy.
— Dlaczegóż żołnierz? — zapytałem.
— Bo w wojnie — mówił dalej — człowiek serce, żeby nie wiedzieć jak miał miękkie, gubi zupełnie i robi się zwierzem sroższym, niż niedźwiedź lub ryś — krew chce pić i krwi własnej broni, a tu... et co gadać, patrzeliście tej łani w oczy jak lubasce[1] jakiej; tak nie można, czasu tracić. Wszyscy czekaliśmy na wasz strzał i żeby nie to, ot tam mała polanka — tu wskazał ręką na przeciwną stronę — to byłby taki piękny zwierz przepadł.
Machnął ręką i poszedł w wodę, by wraz z Sawyczem wyciągnąć jelenia na brzeg. Obejrzeliśmy zwierzynę; kula hucuła trafiła jelenia pomiędzy łopatki przednie, od krzyża przeszła przez płuca na wylot i z przodu piersi wyszła. Z mordy i nozdrzy sączyła się jeszcze ciepła krew, nogi i zad stygły już zwolna.

Zostawiwszy Mykołę i Sawycza koło ubitej zwierzyny, zabraliśmy się wraz z Nowakiem do domu. Droga po dniu wydała mi się o wiele znośniejszą i szliśmy pospiesznie, bo przeziąbłem był przez noc bardzo i jeść mi się chciało okrutnie. Z nastaniem dnia mgła nasiadać zaczęła, z każdą chwilą gęściejsza, szczyty okryte były tumanem szarym, chmurami ciężkiemi, ołowianemi; temperatura ocieplała się zwolna, mróz folgował, lecz wilgotna mgła ziębiła.

  1. lubaska = w narzeczu huculskiem: kochanka.