Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/109

Ta strona została przepisana.

miejsca wyrazowi powagi i skupienia ducha. Oczy utkwił w sufit i przez chwilę zdawało mi się, że usta jego poruszały się niepostrzeżenie niby przy cichej modlitwie. Wnet jednak znowu popatrzył na mnie i odezwał się szeptem.
— Proszę cię więc bracie, poślij po najbliższego katolickiego kapłana. Poślij zaraz i wróć tu jeszcze do mnie.
Wyszedłem do stajni, wyszukawszy podrostka, który spełniał funkcye pastucha przy krowach leśniczego, kazałem mu siąść na deresza Mykołowego, a mego konia osiodłanego prowadzić luzem i pojechać natychmiast do najbliższej cerkiewki po unickiego proboszcza.
Gdym tak rozprawiał z głupkowatym chłopakiem, nadszedł Nowak i oświadczył, że chłopca tego posyłać nie można, bo toby się na nic nie zdało.
— Głupi jest jak but — mówił, spluwając leśniczy — i gotów zamiast księdza, Cygana nam przywieść. Już jeżeli taka łaska pana dobrodzieja — dodał, kłaniając mi się — że pan swoje konie daje, to ja i sam gotów jestem jechać, byle tylko księdza jak najspieszniej przywieść. To przecie chrześcijański obowiązek.
Pozostawiłem Nowaka w stajni, siodłającego konie, a sam powróciłem do chorego.
Wbrew smutnym przepowiedniom Nowaka, mgła poranna, gęsta rosa opadać zaczęła na ziemię, niebo się wyjaśniało, nawet przez rozsuwający się tum an zdołało się przedrzeć kilka promieni słonecznych i przez małe okienko wcisnąć az do twarzy chorego.
Zastałem go jakoś pokrzepionego; zmienił nawet pozycyę i obrócił się twarzą ku słońcu.
Gdy zbliżyłem się do niego, spytał mnie znowu cichym, słodkim głosem:
— Czy się tylko bracie nie mylisz? Ja nie czuję zbliżającej się śmierci.
Łzy mimowoli zakręciły mi się w oczach i odrzekłem mu: