Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/119

Ta strona została przepisana.

Nie! był to porucznik z naszego pułku, Polak, za jakąś polityczną winę zesłany na Kaukaz, jako prosty żołnierz; odwagą jednak, męstwem nieustraszonem i przytomnością umysłu uratował on razu pewnego oddział, na który napadli w górach zbuntowani Czerkiesi i za to awansowano go na oficera.
Dziwny to był człowiek ten pan Kotłowski; przez trzy lata, w których codziennie go widywałem, nie dojrzałem nigdy na jego wyschłej i ogorzałej twarzy uśmiechu, ale za to nie gniewał się, nie unosił nigdy. Uczył mnie elementarzowych nauk, opowiadając mi najrozmaitsze bajeczki, a ja z nich czerpałem naukę, niedomyślając się tego nawet. Oprócz tego był zapalonym myśliwym i przyrodnikiem, i mial ogromny zbiór ptaków wypchanych. Mieszkał w dwóch małych izdebkach, wynajmowanych od Ormianina, naprzeciwko naszego domu; biegałem więc do niego często i nauczyłem się wkrótce: jak który ptak się nazywa, jakie życie prowadzi, gdzie się gnieździ i czem się żywi. Mój ojciec cieszył się ogromnie mojemi postępami i zawsze, gdy zebrało się u nas kilku oficerów, to wyciągał mnie na egzamin, i później pytał gości, czy znali kiedy malca, któryby w tym wieku tyle umiał?
Kochana moja matka dodawała wówczas, że boi się, iż ja wkrótce będę więcej umiał od niej i żartem mawiała do pana Kotłowskiego, że i ona zacznie brać lekcye od niego, by jej moja wiedza nie zawstydzała. Kotłowski zaś odpowiadał wówczas z największą powagą, że nigdy nie jest zapóźno zabrać się do nauki i że nikt nie powinien wstydzić się pracy nad zwiększeniem zasobu swej wiedzy.
Od tego Kotłowskiego dowiedziałem się po raz pierwszy: co to jest ojczyzna?
Okoliczności, towarzyszące tej chwili, od której rozpoczęła się druga epoka mej świadomości, epoka wyższa i pełna już marzeń i rozumowań nawet, zapamiętałem również dokładnie. Było to tak:
Pewnego dnia na wiosnę, gdy mialem już siódmy rok, zauważyłem w naszym garnizonie ruch niezwykły: oficerowie