Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/130

Ta strona została przepisana.

Z bólem serca opuszczałem kaukazkie brzegi; łzami obfitemi skropiłem nieporosły jeszcze darniem grób matki; z tęsknotą w duszy pożegnałem najzacniejszego Kotłowskiego. Garść ziemi z mogiły matki zawiesiłem na piersi, a gdy okręt odbił od grobli portowej, rozpłakałem się rzewnie, powiewając chustką na pożegnanie serdecznego mego nauczyciela.
Józefowa i Siańko płynęli z nami.

II.

Na miejsce urzędowania przeznaczono memu ojcu Międzyrzecz, w podolskiej gubernii.
Pamiętam, że gdy znużeni długą i męczącą drogą, znaleźliśmy się wreszcie nad brzegiem szerokiego, podolskiego jaru, w głębi którego leży Międzyrzecz, wydała mi się odrazu miejscowość ta dziwnie piękną i uroczą. Samem dnem jaru sączyła się rzeka, dzieląca się na kilka ramion i tworząca wysepki, porosłe łoziną; jedna z nich była większa i zabudowana żydowskiemi domostwami. Po stromych brzegach wieszały się dworki i chatki mieszczan, a pomiędzy niemi wznosiły się mury pięknego, gotyckiego kościoła. Dziwnie wspaniale i szlachetnie odbijała jego w niebo strzelająca struktura od przygniecionej, zielonym, plaskatym dachem pokrytej cerkwi schizmatyckiej. Wówczas nie mogłem sobie jeszcze zdać sprawy z przyczyn, które spowodowały różnicę stylów, uderzyła mnie jednak ona i kto wié, czy nie wywarła wpływu na dalsze kształtowanie się mego umysłu. Kościół swemi śmiałemi, w niebo strzelającemi wieżami, frontonem ciosowym, zdobnym w szlachetne rzeźby, wzrok widza przykuwał do siebie, a duszę jego unosił ku niebu — cerkiew nasuwała jakieś smutne myśli i robiła wrażenie niewolnicy, która pochyliła kark w jarzmo i dźwigała go z bezmyślną rezygnacyą.
Gdy wjeżdzaliśmy krętą i kamienistą drogą do środka miasteczka, promienie zachodzącego słońca ozłociły dachy domostw, szare mury kościoła i ogromny jakiś budynek, trochę