Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/14

Ta strona została przepisana.

nie spotkamy się więcej. Zostań, opowiem ci, co ja dziś przeszedłem?
Taka boleść drżała w tym głosie, takiemi błagalnemi oczyma spoglądał, że żal mi się go zrobiło; ale iść musiałem, odparłem więc pospiesznie głosem stanowczym, nie dopuszczającym dalszych próśb:
— Teraz zostać nie mogę, ale jeżeli tego pragniesz, to o piątej, pół do szóstej, jak swoje sprawy załatwię, przyjdę tu na obiad; przyjdź i ty, pomówimy o dawnych czasach, miło mi będzie wspomnieć o nich — do widzenia.
— Czekaj i ja wyjdę, do hotelu cię odprowadzę — odpowiedział, chwytając czapkę i wychodząc wraz ze mną. — Widzisz — mówił idąc — gdybym tam został, tobym musiał pić, a chcę z tobą jeść obiad, chcę przyjść trzeźwym do obiadu.
Prędko przeszliśmy kilkaset kroków, oddzielających jedyną w mieście restauracyę od hotelu, w którym zatrzymałem się; przy bramie pożegnałem go i wszedłem do mego mieszkania — czekać na żyda, od którego miałem nadzieję pożyczenia pieniędzy, brakujących mi do zapłacenia bankowego wekslu.


∗             ∗

Usiadłem na kanapie i zapaliwszy papierosa, zacząłem rozmyślać o dawnej, jakże dawnej znajomości, przyjaźni z Rokitinem.
Lat dziesięć prawie temu, byłem młodym chłopakiem; życie mi się uśmiechało, wabiło całą potęgą złud tysiącznych, zapowiedzi szczęścia w życiu pragnąłem słyszeć, słyszałem w wiatru powiewie, w szmerze zielonych liści drzew naszego ogrodu, wszędzie, wszędzie z zapowiedzi te słyszeć mi się dawały. Gdzież, one się podziały? jak fałszywie przepowiadały!
Miałem dziewiętnaście lat wówczas, bawiłem domu matki na wakacyach, do wykładów nie spieszyłem się. Czasy