Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/175

Ta strona została przepisana.

Józefowa tryumfowała z powodu mego powodzenia przy egzaminie; do tego stopnia była uradowana, że zatrzymywała przechodzące mimo bramy mieszczki i głośno im obwieszczała »szczęśliwą nowinę«. Siańko z zasady lekceważył naukę, rad więc był, że się ona — jak sądził — skończyła raz nareszcie.
— Teraz wam paniczu — mówił z zapałem — czas już do pułku. Ja z wami się zabiorę, zbroję będę znowu czyścił, w stajni koni doglądał, dieńszczyków[1] naganiał do roboty. Hej! hej! Nie będzie nam biedy, posłużymy z rok w junkierskim[2] stopniu i zrobią nas wnet oficerem. Teraz uczonych to lubią. W pułk, w pułk! Tam to życie, a tu między tem chłopstwem człowiek gnije tylko. W pułk paniczu! w pułk!
Nie miałem serca odrazu rozwiać świetnych nadziei starego Siańki, który po za pułkiem nie rozumiał życia. Skinąłem tylko potwierdzająco głową i wyrwawszy się z jego objęć, pobiegłem do wnętrza domu obejrzeć pokoje, których od dwu lat nie widziałem.
Jest jakaś dziwna, niezbadana siła magnetyczna, przyciągająca serca dzieci do mieszkań ich rodziców. Przechodziłem z pokoju do pokoju, a zaduma coraz głębsza duszę mą opanowywać zaczęła, a do oczu cisnęły się łzy nieprzewidziane, natrętne. Ze swobodnym uśmiechem pomyślałem: coby na łzy te powiedział Werbenow? — Wyśmiałby mnie! — Przypuszczenie to było dla mnie tego dnia zupełnie obojętnem. Wogóle wspomnienie Werbenowa rozpływało się coraz bardziej w mgle zapomnienia, a gdy zjawiał się jeszcze czasem przed oczyma mej duszy, to postać ta zimna i cyniczna budziła we mnie raczej wstrętne niż miłe wrażenie.
Błądząc tak po pokojach, usłyszałem po za sobą ciche jakieś kroki: to Józefowa, nagadawszy się do woli z kumoszkami, wróciła do mnie.

— Dziecko ty moje najukochańsze! — szeptała staruszka

  1. Dieńszczyk, żołnierz usługujący oficerowi.
  2. Junkier, kadet.